poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Prolog.

9 komentarzy:
Dorosłość nie jest niczym więcej niż tylko odkrywaniem, że wszystko, w co wierzyłeś, kiedy byłeś młody, to fałsz, a z kolei wszystko to, co w młodości odrzucałeś, teraz okazuje się prawdą. 
~ Carlos Ruiz Zafón, Pałac Północy.



Była jedną z nielicznych osób, które wróciły do Hogwartu na ostatni rok, tuż po Wielkiej Bitwie. Jej dwaj przyjaciele, Harry Potter i Ronald Weasley, woleli skorzystać z przyzwolenia Ministra Magii i od razu rozpocząć pracę Aurora. Hermiona wolała jednak dokończyć swoją edukację, bez pominięcia jakiegokolwiek etapu. Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne zdała najlepiej z całej szkoły i mogła rozpocząć studia z uzdrowicielstwa. Chciała robić w życiu coś pożytecznego. Chciała być kimś, a czuła, że gdyby poszła tam, gdzie jej przyjaciele, nie spełniłaby się. Zamierzała pomagać ludziom, bo potrzebowała czuć się potrzebna.

Po Ostatniej Bitwie jej życie wcale się nie uspokoiło, raczej nabrało większego rozpędu. Szkoła, ukończona z wysokim wynikiem, wyprowadzka do nowego mieszkania, rozpoczęcie życia z tym, który miał trwać przy jej boku aż do końca. Miała taką nadzieję, marzenia i plany na szczęśliwą przyszłość, pełną miłości i radości. Oczywiście, nigdy nie było spokojnie. Mieli różne charaktery, docierali się. Ronald był zbyt wybuchowy, szybko się złościł, wpadał w gniew i doprowadzał ją do białej gorączki. Hermiona natomiast nigdy nie była spokojną dziewczyną. Zwykle potrafiła mu odpyskować, w złości powiedzieć kilka słów za dużo. Była dumna, więc gdy wyprowadzał ją z równowagi i mówił zbyt wiele, ona potrafiła zamilknąć. Jej rekordem były dwa tygodnie nie odzywania się do młodego mężczyzny.

Ale w ich związku było więcej radosnych chwil niż tych złych. Mimo kłótni była z nim szczęśliwa. Potrafiła się uśmiechać na samo wspomnienie dobrego wieczoru czy przyjemnego poranka. Ron gdy chciał, był idealnym partnerem. Jeśli chciał.

Zaręczyny były zwyczajne. Może nie było hucznej imprezy czy fajerwerków, ale był on, kwiaty i skromny pierścionek. Wszystko, czego w tamtej chwili potrzebowała do szczęścia. Drugi rok studiów zaczynała jako szczęśliwa narzeczona, przyszła pani Weasley. Tego przecież chciała, zawsze pragnęła rodziny, ciepła i bliskości. Taka już była. Zawsze widziała siebie, u boku ukochanego mężczyzny, w szczęśliwej rodzinie, z dziećmi. Nie chciała jednak być tylko żoną i matką, chciała się rozwijać – najpierw skończyć studia, później zdobyć wymarzoną pracę i piąć się po szczeblach kariery, nie zaniedbując przy tym rodziny. Czasem czuła, że chce niemożliwego, ale to pragnienie chwilami sprawiało jej ból.

Studia i ostatni rok nauki w Hogwarcie sprawiły, że jej życie było jeszcze bardziej pokręcone niż do tej pory. Blaise Zabini, którego do tej pory zwyczajnie nie zauważała i wiedziała o nim niezbyt wiele, był pierwszą osobą, która przełamała pewną barierę. Po wojnie każdy się zmienił. Czystość krwi nie miała już tak wielkiego znaczenia, bo przecież w Ostatniej Bitwie każdy walczył u boku każdego. Szlama przy czystokrwistym czarodzieju, półkrwi wraz z mieszańcami. Nie ważna była płeć i krew, ważny był cel. Kiedy więc Blaise podszedł do niej na ostatnim roku i zapytał o coś, była zdziwiona, ale jednak trochę to ją ucieszyło. W końcu udało się to, o co czarodzieje walczyli od dawna. O równość. Pierwsza rozmowa była nienaturalna, później poszło już trochę lepiej.

Była rozdarta między miłością a kiełkującą przyjaźnią. Nie mogła przyznać się Ronowi, że utrzymuje całkiem dobry kontakt ze Ślizgonem. Nie zrozumiałby tego. Czasem czuła, że popełnia błąd, w końcu miłość to zaufanie i szczerość, związek nie miał prawa opierać się na kłamstwie, ale nie potrafiła inaczej. Nie chciała kłótni, a Blaise był jedną z nielicznych osób na studiach, z którymi mogła porozmawiać o wszystkim. Nie doceniała go wcześniej, ale wiedziała, że mimo wielkich starań była uprzedzona do mieszkańców Domu Węża. Przecież wszyscy nie mogli być niczym Crabbe i Goyle. Blaise był oczytany i rozmowa z nim była czymś przyjemnym, nie skupiał się tylko na sporcie. Gdy w połowie trzeciego roku studiów powiedziała mu, że będzie musiała je na jakiś czas przerwać, nie namawiał ją, by została, za to gotów był jej później pomóc to nadrobić. Gratulował, w końcu było czego.

Ciąża. Życie Hermiony nabrało jeszcze większego sensu, pojawiła się radość, której nie była w stanie pohamować. Wszystko układało się w idealną całość, puzzle zaczynały do siebie pasować. Piękny obrazek, który do dwóch lat miał zostać idealnym. Byli parą, do pełnego szczęścia brakowało im dziecka, do dopełnienia tylko ślubu. Wszystko mogło się ziścić już niedługo. Promieniała szczęściem, nawet wtedy, gdy musiała na jakiś czas zawiesić studia. A potem wszystko pękło, niczym mydlana bańka.

Utrata była nie tyle bólem fizycznym co psychicznym. Najpierw straciła dziecko, później zaczęły się problemy w związku. Nie wiedziała co się stało, ale Ronald wcale nie pomagał jej się z tym uporać, wręcz przeciwnie – obwiniał ją. Kłócili się coraz częściej. Padały nieprzyjemne, bolesne słowa, aż w końcu odszedł, zostawiając ją samą, ze swoimi problemami. Mimo iż nie została całkiem sama – w końcu był Blaise, była Ginny, która cały czas ją wspierała, nawet był Harry, który przy niej został.

Potrzebowała dużo czasu, by wrócić na studia. Gdy ona wracała na trzeci rok, Zabini już je skończył. Rozpoczął staż w Szpitalu Świętego Munga. Był zdolny, więc całkiem szybko został doceniony. Utrzymywał kontakt z Hermioną, często z nią rozmawiał. Chciał, by wyszła z tego letargu, w jaki popadła po stracie dziecka i narzeczonego. Zwykle po prostu działała niczym maszyna. Wstawała rano, szła na uczelnię, wracała do domu, zwijała się w kłębek na łóżku i płakała. Jej plan dnia wyglądał cały czas tak samo, nie zmieniał się niczym, jeśli ktoś z przyjaciół się o to nie postarał. Zgubiła się. By całkowicie nie popaść w depresję, znowu zajęła się nauką. Ciągłe siedzenie w książkach jakoś pomagało jej na w miarę normalne funkcjonowanie. Było lepiej, dopóki ktoś nie wspominał o Ronaldzie. Wtedy pękała bariera, którą zdążyła stworzyć dookoła siebie i wpadała w histerię. Znowu. W końcu tylko Ginny wiedziała jak ją uspokoić.

Ukończyła studia, gdy Blaise wspiął się na kolejny szczebel swojej kariery. Wiedziała, że to już tylko kwestia czasu, nim zostanie dyrektorem szpitala. Jeśli nie ze względu na umiejętności to na pewno pomoże sobie pieniędzmi. Po raz pierwszy całkowicie jej to nie przeszkadzało, bo zdawała sobie sprawę, że jeśli on zostanie dyrektorem, ona dostanie pracę. Bezwzględnie. Czuła, że tego potrzebuje. Musiała dostać właśnie tę pracę. Zawsze była kobietą z zasadami. Dlaczego więc tym razem nie interesowały ją żadne zasady?

Wiedziała dlaczego. Jej wiecznie poukładane życie okazało się być pasmem niepowodzeń. Może jeśli przestanie żyć według zasad to w końcu wszystko ułoży się tak, jak powinno? Miała nadzieję.

Taką samą nadzieję miała wtedy, kiedy po raz pierwszy przekraczała próg szpitala jako stażystka. Czuła, że właśnie otwiera nowy rozdział w życiu, miała tylko nadzieję, że będzie to dobry rozdział.

Nadzieja to wszystko co miała.  

Obserwatorzy